poniedziałek, 10 marca 2014

Goniąc jelenie






Pochorowałam się. Trudno jednak! Postanowiłam też już chwilę temu ruszyć się z miejsca i zająć tyloma rzeczy, na ile tylko sił starczy :)
Kiedy więc gorączka spadła zabrałam psa na spacer do pobliskiego lasu. Rasowy mieszaniec. Po kudłatej suczce - ślicznej wilczurce (nie mam pojęcia jak odmienić to słowo, a wilczyca jakoś mi nie gra, jak myślisz?) Jekyll od początku był kudłatym cudem.
Dziś jest iskrzącym energią pięknym psiakiem, którego dzisiaj zwyczajnie puściłam wolno, bo brakło sił, by za nim nadążyć.
Dla chwili jego szczęścia stwierdzam: warto było!
Pieski, kotki i inne zwierzątka w warunkach wiejskich: czyli takich, z jakimi obcuję na codzień to częstokroć tylko przejściowi przyjaciele życia. Nie zmienia to jednak faktu, że z przyjemnością wspominam wszystkie zwierzaki, które kiedykolwiek u mnie gościły: chomika, który wychodził z (pustego) akwarium, w którym go trzymałam i uciekał z domu ( przynosił go sąsiad); "plantacji" papużek falistych, czy kanarka, który został zjedzony przez ukochanego kota ( klasyczna historia żółtego kanarka zeżartego przez czarnego kocura...

Nie chcę zapomnieć... radości psiaka wyprowadzanego na spacer, w czasie którego nie raz i nie dwa biegliśmy przez pola i zarośla goniąc młode sarny i jelenie. To nie jest historia zmyślona, ani z innej epoki. To piękna Małopolska A.D. 2014.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz