niedziela, 1 czerwca 2014

Wyzwanie książkowe #1 - John Green "Papierowe miasta"

Im więcej ma się obowiązków, tym mniej czasu...ale na książki czasu nigdy nie brak. Tymczasem potrzebowałam oderwania się od licznych obowiązków, jakie mnie ostatnio dopadły.

Czy zatem warto było spędzić tak dwa popołudnia? John Green opisywany jest jako niezwykle popularny autor. Nie znałam go wcześniej i z pewnością nie sięgnęłabym po jego książki, gdyby nie antykwariat Mola Książkowego i książkowe wyzwanie, które tam podjęłam.

"Papierowe miasta"... nie, nie żałują chwil nad nią spędzonych. Choć zdecydowanie mam kilka uwag.

Wydanie, które otrzymałam niezwykle mi się spodobało: lekko pożółkłe strony, przyjemne odstępy między wersami powodowały, że czytanie mijało bardzo szybko i nim zdążyłam się zorientować już kończyłam lekturę. W recenzjach opisywana jest jako powieść drogi, jednak faktycznie w zdecydowanej większości to historia poszukiwania drogi, która doprowadzi do celu.

Przeciętny nastolatek zakochany w swej niezwykłej, magnetyzującej sąsiadce. Motyw przewodni niby banalny, jednak jego rozwinięcie z czasem staje się coraz bardziej wciągające. Margo Roth Spiegelman należy niewątpliwie do szkolnej elity - jest nieuchwytna, tajemnicza, a niezwykłe historie o jej przygodach okazują się być prawdą.
Quentin stoi na uboczu. Nie spodziewa się, że pewnej nocy zostanie wybrany przez Margo do całonocnej akcji. Dziewczyna pokazuje chłopakowi niezwykłe miasto oraz budzi w nim uczucia, do których się nie chciał przed samym sobą przyznać. Całonocna eskapada nie przypomina romantycznej ucieczki, ale jest jednorazową przygodą, po której Margo w tajemniczych okolicznościach znika.

Chłopak, mimo licznych obowiązków szkolnych i zbliżającego się ukończenia szkoły coraz więcej czasu poświęca na poszukiwania dziewczyny. Zmaga się z coraz silniejszymi uczuciami i coraz mocniej skupia się na odkrywaniu kolejnych wskazówek, które - jak mu się wydaje - Margo pozostawiła dla niego. Przełamuje dotychczasowe schematy, odkrywa nowe rzeczy o sobie, o Margo a przede wszystkim o ludziach w ogóle. Małe podróże i poszukiwania z czasem zaczynają prowadzić do celu.
Znacząca część podróży odbywa się jednak w umyśle Quentina. Analizuje, poszukuje odpowiedzi na kolejne pytania i coraz częściej stara się myśleć tak jak Margo, by ją w końcu odszukać.

Czy jednak ludzie są tym, czym nasze wyobrażenia na ich temat? Czy jednonocna wyprawa pełna przygód wystarczy, by uczucie chłopaka mogło odnaleźć wzajemność? Kim w końcu jest Margo i czy jej odnalezienie jest w ogóle możliwe?

Droga do tych odpowiedzi była ciekawa. Powieść młodzieżowa rządzi się swoimi prawami, jednak pewne uchybienia zwyczajnie raziły mnie w czasie czytania. Chociaż całość oceniam dobrze, to raczej nie poleciłabym tej książki nikomu.
Powód?
Przede wszystkim metafory. Autor dużą wagę przyłożył do opisu stanu wewnętrznego młodych absolwentów. Quentin, będący narratorem całości snuje wiele przemyśleń. Stopniowo odkrywają one przed nami świat nastolatka, który stoi w przełomowym momencie swojego życia. Czy to objaw zaślepienia miłością, czy też zwykły chaos narracyjny? Nie wiem, ale przez znaczną część lektury miałam bardzo poważne wątpliwości co do rzeczywistej motywacji, która popychała głównego bohatera do kolejnych wyrzeczeń, a szczególnie takiego a nie innego podejścia do finału jego poszukiwań. Wydaje się, że tylko wyjątkowa naiwność, czy też wyjątkowo dziwnie motywowany strach mógł popchnąć go do tak heroicznej walki z przeciwnościami. Miłość zbudowana na dość mocno naładowanych emocjonalnie, ale jednak nierokujących wydarzeniach wydała mi się sama w sobie dość szczególnym posunięciem. Całość sytuacji ratuje nieco stwierdzenie wiążące się z ogólna koncepcją autora: inni ludzie to nie my, a nasze wyobrażenia o nich często przeczą faktom. Nie zmienia to jednak moich mieszanych uczuć co do głównego bohatera.
Cieszę się, że bohater nieco kluczył w swych poszukiwaniach. Finał ciekawy, ale z tymi krowami to nieco przesadził...
Najbardziej jednak drażniły mnie metaforyczne monologi. O ile jeden można było potraktować jako ciekawą oś myślenia, o tyle kolejne sprawiały wrażenie coraz bardziej naciąganych, zaś finałowe dialogi osiągają pod tym względem absolutny szczyt. Nawet najciekawsze nastolatki, najbardziej oczytane i absolutnie zakochane w poezji nie rozmawiałyby w ten sposób. Istnieją w książce momenty, w których bohaterom należy pozwolić na rozmowę krótkimi urywanymi zdaniami. Odnalazłam tam nieco scen z kojącym milczeniem, ale gadulstwo niektórych bywało momentami przytłaczające.

Ciekawa, ładnie napisana opowieść. Wpisuję ją jednak do przeciętnych. Popularność autora nie może być jednak przypadkowa, dlatego bardzo chętnie zweryfikuję swoje zdanie przy innym podejściu do jego dzieł. Tym mnie nie ujął, ale opinię warto testować.

Wydawnictwo otrzymuje zaś ode mnie słabą czwórkę. Mimo wydania, które niezwykle przypadło mi do gustu, w książce brakuje stron (powtórzona została sekcja stron 81-96, brak zaś stron 97-112). Być może ten fakt spowodował, że ominęło mnie sedno?

Każdy powód jest chyba dobry, by przeczytać kolejną książkę. Niech zatem będzie - ocena Johna Greena odłożona na później!
Czekamy zatem na kolejną nominację w Wielkim Wyzwaniu Książkowym!